

To była nadzwyczajna Lewitacja bo numer 200. Musiała być zatem inna niż wszystkie poprzednie więc trwała 200 minut i gościła znakomite postaci związane z muzyką. Przekonajcie się co się działo! Smacznego!
To była nadzwyczajna Lewitacja bo numer 200. Musiała być zatem inna niż wszystkie poprzednie więc trwała 200 minut i gościła znakomite postaci związane z muzyką. Przekonajcie się co się działo! Smacznego!
Ostatnia Lewitacja z jedynką w przodu. Odcinek numer 199. Zaczyna się niezwykle energicznie i rockowo, kończy dużo łagodniej i popowo. Smacznego!
Ta Lewitacja musiała pożegnać Jeffa Becka. I to uczyniła wędrując po strunach gitar innych wirtuozów. Unoszenie się bardzo wysoko nad ziemią.
Czas na oddech od codzienności. Tak, to niewiele, ale za to z pełną mocą. Najpierw przypomnienie rocznicy śmierci wielkiego muzyka, a potem..
W nowy roku, stara, dobra Lewitacja. Dwugodzinna bo to pierwszy wtorek nie tylko roku ale też miesiąca. Trochę podsumowań, także tych historycznych. Dwie godziny samych wielkich przebojów.
Lewitacja wyciszająca przed świątecznym czasem. Bez prądu, akustycznie. W tych rejonach muzycznych Lewitacja jeszcze nie była.
Najwyższy czas na pełny relaks, na przerwę od codzienności. A taki relaks daje z pewnością muzyka pop z lat osiemdziesiątych. Delektujcie się i wspominajcie z Lewitacją
Dwie godziny lewitowania właściwie w dwóch odsłonach. Pierwsza godzina lekka, druga z poważnym graniem i cięższym brzmieniem. Dwie godziny energii pomieszanej z ckliwością.
192 Lewitacja była pełna energii ale też wyciskająca ukryte emocje. W tym odcinku był cover, był duet i była też inspiracja reklamą.
Godzinę po meczu z Meksykiem musiało być choć odrobinę z meksykańskim akcentem. A potem już dla uspokojenia i rozluźnienia po emocjach niekoniecznie pozytywnych. Lewitacja koi!
Znów sięgamy po covery, nowe wykonania często stają się wielkimi dziełami. Uczta była pyszna! Smacznego!
Dwie godziny lewitowania. Początkowo dynamicznie, potem po polsku popowo a w drugiej godzinie z klasykami. Temu nie można się oprzeć!
W taki dzień na poważnie, choć nie lekko i nie tylko łzawo. Wpływ na dobór muzyki miał nie tylko 1 listopada ale też pewien koncert w Spodku.
Lubię te Lewitacje pokoncertowe. Tym razem w roli głównej The Cure, ale w tej sentymentalnej podróży znaczące były także role drugoplanowe. Łezka w oku.
Najwyższy czas na łomot. Cięższe gitarowe granie z energią i rockową mocą. Kilka zaskoczeń i kilka świetnie znanych Wam numerów, okraszonych historiami.
Jakże pięknie jest pędzić w ciemnościach przy akompaniamencie zachwycającej muzyki! Taka muzyka właśnie tym razem w Lewitacji.
Dwugodzinna Lewitacja z przewagą polskich brzmień. Dwugodzinna bo od teraz, w każdy pierwszy wtorek miesiąca, lewitujemy dwie godziny.
Cover – nowa wersja utworu muzycznego wylansowanego wcześniej przez innego wykonawcę. Taki brzmi definicja. Ale Lewitacja przekonuje, że „cover” to nowe dzieło sztuki.
To najwyższy czas, by zaproponować Wam nieco mocniejsze brzmienie. Kilka nowych nagrań i kilka wspomnień. Smacznego!
Najpierw tworzą fantastyczną muzykę a potem są bohaterami filmowych biografii… Muzycy wyjątkowi! Lewitacja tym razem zatapia się w seanse filmowe i wyjeżdża w wieloletnią podróż.